Tam, gdzie cichnie fala

Siedziała nad jeziorem, które znało ją lepiej niż ktokolwiek inny. Miało pamięć – głęboką i cichą, jak dno pełne dawnych spojrzeń i słów, których nie wypowiedzieli, bo bali się, że rozsypią się jak piasek. Czy to jeszcze miłość przywiodła ją tutaj?

Woda była spokojna. Zbyt spokojna jak na początek sierpnia. Niebo wisiało nad taflą, jakby zapomniało oddychać. A ona siedziała – bosa, z kolanami przyciągniętymi do piersi, ze wzrokiem utkwionym gdzieś za horyzontem, gdzie nie docierają już wspomnienia, tylko ich echo.

To tutaj się spotkali.
To tutaj pierwszy raz milczeli razem – bez skrępowania, bez konieczności. Tylko cisza, lekki szum trzciny i dłoń, która nie chciała puścić.

Teraz była sama.

Czasem wracał w snach – nie cały, nie dosłownie. Tylko jego cienie, ciepło skóry, zapach deszczu, który zbierał się na jego rzęsach.
W tych snach nie mówił nic. Jakby wiedział, że każde słowo mogłoby złamać to, co jeszcze zostało.

Miłość nie odeszła nagle.
Rozpuściła się. Kropla po kropli. Tak jak para znika z lustra po kąpieli. Tak jak ślady na piasku znikają pod naporem przypływu.

Myślała, że zapomni.
Ale woda ma pamięć.
I czasem przypomina – nie pytając o zgodę.

Zanurzyła dłoń w jeziorze. Było chłodne – jak wtedy, gdy weszli do niego po raz pierwszy o świcie, rozśmieszeni, przemoczeni, nieprzygotowani.
Zamknęła oczy. Pozwoliła sobie dryfować – w myślach, w sercu, w tej jednej chwili, która nie potrzebowała słów.

Woda nie pytała, kim teraz jest.
Woda nie oceniała.
Odbijała.
I koiła.

Bo czasem trzeba się zatopić, żeby zrozumieć, że przeszłość nie musi ciągnąć na dno.
Może też unosić.
Jak fala, która najpierw odciąga, by potem delikatnie zanieść z powrotem na brzeg.

Sam, a samotność

W czasach, gdy relacje międzyludzkie często przypominają emocjonalne negocjacje... 

Gdzie iść...

Był nocą. Zawsze był nocą. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział wschód słońca....

Należy do: