Powrót do siebie

Człowiek długo żyje w iluzji, że istnieje po to, by być lustrem dla spojrzeń innych. Że sens jego kroku zależy od braw, a piękno od cudzego potwierdzenia. A przecież w tym kryje się najgłębsze więzienie – nie z cegły i żelaza, ale z pragnień i oczekiwań, które nie należą do nas. Dlatego powrót do siebie jest tak trudny.

Kiedyś przychodzi jednak chwila, w której dłoń odmawia proszenia, a głos milknie wobec wołania o uwagę. Wtedy zaczyna rodzić się nowa prawda – że wartość nie potrzebuje świadków, a miłość, której szukamy, nie mieszka w obcych sercach, lecz w naszym własnym.

Nie chodzi o egoizm, lecz o odzyskanie siebie. O czułość wobec własnych ran, o gest przebaczenia wobec samego siebie. Świat zbyt często próbuje karmić się naszymi brakami, szukając w nas słabości, którą można posiąść. Ale czyż nie jest większą odwagą powiedzieć: nie dam wam już więcej siebie w kawałkach, bo muszę nauczyć się być całością?

Życie, które polega na nieustannym udowadnianiu, wysycha jak rzeka zmuszona płynąć wciąż w tę samą stronę. Powtarzalność bez nadziei staje się błotem, w którym grzęzną sny. A przecież człowiek ma prawo zaczynać – raz jeszcze, i jeszcze raz – od pustej kartki, od nieznanego szlaku.

Nowy początek to nie ucieczka, lecz powrót. Powrót do tego, co najprostsze i najtrudniejsze zarazem: do bycia ze sobą. Bo dopiero gdy uczymy się mówić do siebie słowa czułe, gdy podnosimy własne ramiona, by siebie objąć, rodzi się życie, które nie jest już szare, lecz pulsuje barwami od środka.

Wtedy nie musimy już krzyczeć, by ktoś nas usłyszał. Bo głos, którego szukaliśmy, od zawsze był w nas.

Chcesz, żebym rozwinął to jeszcze bardziej w stronę filozoficznej medytacji – o sensie własnego istnienia i byciu „sobą” wbrew światu – czy raczej zostawić w tej formie poetyckiego eseju?

Sam, a samotność

W czasach, gdy relacje międzyludzkie często przypominają emocjonalne negocjacje... 

Gdzie iść...

Był nocą. Zawsze był nocą. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział wschód słońca....

Należy do: