Dziwny jest ten świat…
Dziwny jest ten świat, choć uparcie udaje, że wszystko jest w porządku. Lśniące witryny sklepów, gwar kawiarni, powtarzalny rytm codzienności – a jednak między tym wszystkim unosi się cichy, niewidzialny pył obojętności. Patrzę na ludzi, którzy mijają się na chodnikach jak puste pociągi – zapełnione twarzami, lecz pozbawione spojrzeń. Każdy niesie w sobie jakąś historię, ale wielu nie ma komu jej opowiedzieć. Bo tu, w tym dziwnym świecie, łatwiej wyciągnąć telefon niż dłoń, łatwiej napisać „jestem” niż naprawdę być.
Nauczyliśmy się mówić szybko, ostrzej, bez zastanowienia. Słowa stały się bronią, lekką i tanią, którą można rzucać w tłum, nie widząc nawet, kogo trafią. Czasem to jedno zdanie, powiedziane w gniewie lub z obojętnością, potrafi wywrócić czyjś dzień, tydzień, całe życie. A przecież te same usta mogłyby wypowiedzieć coś, co stanie się latarnią w czyimś mroku. To dziwne – jak łatwo nam niszczyć, a jak trudno budować.
Spotykam twarze, w których czuję ciężar całych rozdziałów niewypowiedzianych słów. Oczy, które widziały za dużo, by jeszcze wierzyć. Uśmiechy, które udają beztroskę, bo tak jest łatwiej niż tłumaczyć. Czasami mam wrażenie, że świat przypomina ogromną bibliotekę, w której każda książka jest zamknięta na klucz, a klucze trzymamy w kieszeniach, bojąc się, że jeśli je oddamy – ktoś przeczyta nas do końca.
A jednak… czasem zdarza się cud. Na peronie, w sklepie, w kolejce do kasy – pojawia się ktoś, kto patrzy w oczy i widzi człowieka, a nie przeszkodę. Ktoś, kto nie pyta „dlaczego?”, tylko „jak mogę pomóc?”. Tak rodzi się iskra dobra – z małych, codziennych gestów: z ustąpienia miejsca, z wysłuchania, z uśmiechu, który nie chce nic w zamian. I nagle dziwny świat na chwilę przestaje być dziwny. Staje się miejscem, w którym można oddychać.
By zmienić ten świat, nie potrzeba wielkich rewolucji. Wystarczy człowiek, który nie boi się kochać – nie tylko tych, którzy odwzajemniają, ale także tych, którzy zapomnieli, jak to jest być kochanym. Wystarczy jedno serce, które odmówi nienawiści, nawet gdy ta jest łatwiejsza i bardziej popularna. Bo miłość w takim świecie to akt odwagi, a odwaga jest początkiem każdego prawdziwego przełomu.
Może więc świat nie jest tylko dziwny. Może jest jak lustro, które pokazuje nam nasze twarze w powiększeniu. Pokazuje, że potrafimy ranić, ale też leczyć; zamykać się w sobie, ale też otwierać na innych. Może dziwność tego świata jest wołaniem, byśmy w końcu odważyli się spojrzeć w oczy – sobie i innym – i zobaczyć coś więcej niż własny cień.
Tak kończy się mój dzisiejszy zapis wędrówki przez świat, który jest jednocześnie surowy i czuły, okrutny i piękny, dziwny… i nasz.